- A co ja ci poradzę na ten korek?
- Przestańcie dramatyzować, babcia się nie obrazi, że Maja posiedzi u niej chwilę dłużej.
- Wywołałaś wilka z lasu. - tata odebrał telefon. - Cześć mamo... tak wiem wiem, stoimy w korku...to super, że już zjadła... no może za pół godziny... no...no... dobrze... do zobaczenia, buziaki.
- Jest zła? - spytała rozgoryczona mama.
- Nie, zarzuciła mi tylko, że inaczej mnie wychowała jeśli chodzi o punktualność.
Uśmiechnęliśmy się. Wyjrzałam przez przednią szybę z nadzieją, że może coś zaczyna się ruszać. Niestety ujrzałam jedynie z oddali światła karetki, policji i straży pożarnej, westchnęłam.
- To chyba coś poważniejszego, trochę tu postoimy.
- Ech, pójdę sprawdzić.
Tata wysiadł z samochodu i ruszył w stronę miejsca wypadku, za jego śladem ruszyło też parę innych osób. Na przeciw wyszli im funkcjonariusze policji, uchyliłam okno.
- Przepraszam, co się tu...
Nie zdążył dokończyć, policjant pchnął mojego tatę i kazał wracać do samochodu, jednak ten stawiał opór. Podobnie działo się jeśli chodzi o innych ludzi. W końcu policjant przygniótł tatę do najbliższego samochodu. Reakcja moja i mamy była natychmiastowa, wysiadłyśmy.
- Zabieraj łapy od mojego męża. - krzyknęła mama i zaczęła odciągać go od ojca.
- Niech pani odejdzie...
Nie posłuchała, funkcjonariusz odepchnął mamę, ta wpadła na mnie i obie się przewróciłyśmy. Tata wymierzył mu cios pięścią w twarz. Dookoła zrobił się straszny zamęt. Ludzie krzyczeli, ktoś pomógł nam wstać, nawet nie zwróciłam uwagi kto, bo moją uwagę zajął odgłos strzałów, było ich chyba z dziesięć.
- Mamo...
- Spokojnie kochanie. - przytuliła mnie, sama ciężko oddychała i głośno przełknęła ślinę.
- CZY TERAZ WSZYSCY POSŁUCHAJĄ I WRÓCĄ DO SAMOCHODÓW?!
Posłuchali.
***
Siedziałam w sali sama spisując zadanie z biologii, gdy do klasy weszła Ania, Natasza i Drake.
- Mówię wam, padniecie.
- Już padłam jak usłyszałam taką bzdurę.
- Dokładnie tak.
Ania i Natasza przybiły piątkę, a Drake szukał czegoś w telefonie, odwrócił się i mnie zobaczył.
- Hej Kate! Może też chcesz coś zobaczyć? - spytał u dziwnym uśmieszkiem. Wstałam.
- O co chodzi?
- Cóż, nasz uroczy kolega twierdzi, istnieje człowiek który dostał z dziesięć kulek na klatę i żyje. - wytłumaczyła mi Natasza.
- Już nie żyje. - odparł. - ostatnio na 91 był korek, a zamieszanie wywołał ten ziomek.
- Stałam w tym korku. - cała trójka dziwnie na mnie spojrzała. - Co prawda nic nie widziałam, ale było z dziesięć strzałów, a policja zachowywała się strasznie agresywnie.
- Nie dziwie się, nie chcieli żeby ktoś to zobaczył. Znalazłem.
Ułożył telefon tak żeby każda z nas widziała. Kamerzysta był odrobinę roztrzepany. Nagrał mężczyznę który atakował policjanta, ten mimo krzyków, i ostrzeżeń nie reagował i ciągle atakował.
- Co on...
- Ania, cicho, czekaj.
Po chwili policjant przewrócił się pod naporem mężczyzny i...
- Ugryzł go?
Moje pytanie było retoryczne. Tak, wgryzł mu się w szyje.
- O boże. - wyszeptała Natasza zakrywając usta ręką.
Policjant zebrał siły i odepchnął mężczyznę, obaj wstali. Wtedy zaczęły się strzały. W ramię, w kolano, znów w ramie, w drugie kolano.
- Natal stoi?!
Tym razem Ania zadała pytanie retoryczne, mężczyzna stał. Dostał jeszcze z pięć strzałów w okolice serca.
- Patrzcie teraz.
Wytężyłyśmy wzrok. Na jego czole pojawiła się czerwona plama, mężczyzna padł.
- I koniec. - Drake spojrzał na nas ciekaw reakcji.
- Niemożliwe. - odezwała się Ania.
- Zawsze znajdą się niedowiarki. - zaśmiał się Drake. - Wszystko jest na nagraniu, a Kate jest pół świadkiem.
- Co z tym policjantem? - spytałam.
- Co?
- No z tym, który został ugryziony. Wiadomo co z nim?
Brunet wzruszył ramionami, a dziewczyny patrzyły na siebie zmieszane, jakby szukały odpowiedzi.
- Nie mam pojęcia. Mam nadzieje, że oglądałyście The Walking Dead, może się przydać.
- Ten głupi serial o zombie? - spytała Ania.
- Wcale nie głupi. - rzuciłam. - Myślisz, że wybucha apokalipsa? - spytałam go drwiąco.
- Nagranie mówi samo za siebie...
***
- Serio mam iść do tej szkoły? - spytałam ze znużeniem taty.
- Serio serio. Nie słyszałem żeby szkołę zamknęli. Henry mówi żeby żyć normalnie.
- Ten Henry który patroluje ulice ze spluwą w ręku od paru dni? Tato, nie wiesz co to normalność.
- Nie pyskuj ojcu. - poczochrał mnie zadziornie - Pamiętaj, że jest gliną.
- Strach się bać.
Wytknęłam mu język, a ten chciał mnie uszczypnąć w bok, jednak zrobiłam unik. Do kuchni weszła mama.
- Kate, jak będziesz wracać ze szkoły to kup mi jakiś Gripex, czy coś.
Wyglądała okropnie. Właśnie ciężko kaszlała.
- Ej, przecież mamy nie chorują. - spojrzałam na nią z przerażeniem.
- Rozumiem żart Kate... Ale żeby Lucy była chora, to się jeszcze nie zdarzyło. - był faktycznie zmartwiony. - Może wyskoczę teraz po te leki?
- Apteka jest pod szkołą, a ja i tak pójdę jeszcze spać.
- W sumie pójdę z tobą.
- A ja - założyłam plecak i potargałam grzywkę. - Pójdę do szkoły.
Uśmiechnęłam się i pomachałam im na pożegnanie.
***
I po co ja szłam do tej szkoły? Lekcje zostały odwołane po trzeciej godzinie z nakazu dyrektora. Dostał wiadomość by wszyscy uczniowie wrócili do domów i nie wychodzili z nich bez potrzeby. Oczywiście ''nie ma powodów do paniki''... Podczas ostatniego tygodnia słyszałam to zdanie chyba z tysiąc razy.
Szłam spokojnie ulicą. Strasznie spokojnie. Żadnego samochodu, żadnych ludzi, jedynie z oddali widziałam dwójkę policjantów. Problem też w tym, że sklepy były w większości zamknięte. W tym również apteka. Mama będzie musiała żyć chyba na herbatkach z cytryną i mieć nadzieje, że to pomoże.
- Cześć wujo. - uśmiechnęłam się.
- Hej mała. - Henry odwzajemnił mój uśmiech. - Mam nadzieje, że idziesz do domu?
- Owszem.
Dochodzi 11, a tu już godzina policyjna...
Weszłam do domu, odłożyłam plecak na stół w kuchni. W domu panowała straszna cisza, co było dziwne, chociażby dlatego, że Maja powinna już mieć włączone bajki, mama robić jej śniadanie, a tata czytać gazetę na głos, tak by mama wiedziała co się dzieje na świecie, ewentualnie pośmiała się z nim z żartów zamieszczonych na końcu gazety, ale tu nic. Postanowiłam pójść po pokoju małej. Wciąż spała. W drugiej kolejności ruszyłam na piętro by wejść do rodziców, drzwi były lekko uchylone, a z środka wydobywał się dziwny odgłos, coś kazało mi powoli podejść i zerknąć.
Był to widok niemożliwy do wymazania z pamięci... Tata leżał na podłodze, a mama po prostu go jadła. Zakryłam usta ręką by nie krzyknąć. Tata pustym wzrokiem wpatrywał się w stronę drzwi. A mama... Nie... To nie była mama... Ten potwór zajmował się wyjadaniem jego flaków. Jednak po chwili uniosła głowę. Skamieniałam. Wydawało się jakby... coś wyczuła. Podniosła głowę i po prostu wąchała. Po cichu pobiegłam do kuchni, wiedziałam gdzie tata trzymał broń. A gdy byłam młodsza tłumaczył mi jak z niej korzystać. Stanęłam na blacie i wyjęłam ją z szafki, jednak nerwy nie przestawały dawać o sobie znać, upuściłam broń na podłogę, z oczu poleciały mi łzy i przełknęłam głośno ślinę. Po chwili usłyszałam skrzypnięcie drzwi na piętrze. Szła do mnie. Coraz bardziej zapłakana zeskoczyłam na podłogę, podniosłam broń i niepewnie wymierzyłam przed siebie. Usłyszałam, że mama spada ze schodów i bardziej zaniosłam się płaczem. Zbliżała się już do drzwi kuchni, patrzyła na mnie żółtymi oczami z których wyciekała ropa, a usta i ubranie miała brudne od krwi taty.
- Mamo to ja.
W odpowiedzi otrzymałam jakiś nie ludzki jęk.
- Mamo proszę...
Ręce trzęsły mi się tak strasznie, a przez łzy ledwo patrzyłam na oczy, zbliżała się.
- PROSZĘ - strzeliłam jej w ramię, jedynie delikatnie odrzuciło ją do tyłu. - MAMO TO JA!
Otworzyła buzię i wydała z siebie jakiś dziwny ryk podchodząc bliżej wyciągnęła do mnie rękę.
- To ja... Kate. - wyszeptałam. - Proszę, mamo.
Znów strzeliłam, tym razem gdzieś w brzuch, nawet nie drgnęła. W ułamku sekundy przypomniałam sobie filmik, spojrzałam jej w oczy, dzieliły nas jakieś dwa metry.
- Kocham cię mamo.
Strzeliłam jej w czoło, a ta poleciała na plecy i już leżała na podłodze, tak samo jak moja broń zaraz po oddaniu strzału. Padłam na kolana by zatracić się w rozpaczy.
- Przepraszam. - wyszeptałam. - Tak strasznie przepraszam.
Z histerii wyrwał mnie płacz Mai. Jednak sprawił, że kolejne łzy spłynęły mi po policzku. Ma dwa latka, a już straciła rodziców, postanowiłam się jednak uspokoić, by nie widziała mnie w takim stanie. Przetarłam buzie i weszłam do niej.
- Co jest maluszku? - to było głupie pytanie, przecież strzały nie były wcale ciche, pewnie się przestraszyła. - No chodź do mnie. - wzięłam ją na ręce. - Wszystko w porządku, jestem tutaj jestem.
Powoli się uspokajała, a ja miziałam ją po główce. W końcu przetarła oczka i oznajmiła, że chce jej się pić, więc podałam jej butelkę. Wówczas kiedy tak sobie piła ja patrzyłam przez okno z myślą, że w domu leży dwójka naszych martwych rodziców. Kiedy Maja skończyła pić, szybko ją przebrałam i postanowiłam wyjść z domu. Przycisnęłam ją do piersi by nie zobaczyła mamy. Gdy wyszłam z domu poczułam częściową ulgę.
- Spacerek? - spytała mnie Maja. - Idziemy na plac zabaw?
- Ja.. zobaczymy.
- KATE! -spojrzałam w kierunku ulicy, Maja ucieszyła się na widok wujka. - Słyszałem strzały, wszystko okej?
Podałam mu Maje, dołączył do nas jego partner pytając co się stało, pomachałam przecząco głową i znów zaczęłam płakać, ciągle pytali o co chodzi, jednak nie byłam w stanie nic powiedzieć. Po chwili po prostu weszłam do domu, Henry kiwnął głową by jego partner poszedł za mną. Po chwili pokazałam mu w pokoju zwłoki mamy.
- Wzięłam broń taty. - wyjaśniłam i nie czekając na odpowiedź poszłam na górę.
- A gdzie twój tata?
- W pokoju, jadła go jak przyszłam. - wydawało się jakbym mówiła bez emocji, a ja po prostu byłam wyczerpana.
- Kate poczekaj!
W tym momencie ''tata'' wyszedł z pokoju i rzucił się na mnie i upadliśmy na ziemię, piszczałam i robiłam wszystko by nie zostać ugryziona, to nie trwało długo, usłyszałam strzał i padł na mnie ciężko. Próbowałam uspokoić oddech, po jakieś minucie zrzuciłam z siebie ciało i wstałam, bluzkę miałam całą we krwi, w końcu miał dziurę w brzuchu.
- Przykro mi Kate...
Znów wybuchnęłam płaczem.
- KATE! -spojrzałam w kierunku ulicy, Maja ucieszyła się na widok wujka. - Słyszałem strzały, wszystko okej?
Podałam mu Maje, dołączył do nas jego partner pytając co się stało, pomachałam przecząco głową i znów zaczęłam płakać, ciągle pytali o co chodzi, jednak nie byłam w stanie nic powiedzieć. Po chwili po prostu weszłam do domu, Henry kiwnął głową by jego partner poszedł za mną. Po chwili pokazałam mu w pokoju zwłoki mamy.
- Wzięłam broń taty. - wyjaśniłam i nie czekając na odpowiedź poszłam na górę.
- A gdzie twój tata?
- W pokoju, jadła go jak przyszłam. - wydawało się jakbym mówiła bez emocji, a ja po prostu byłam wyczerpana.
- Kate poczekaj!
W tym momencie ''tata'' wyszedł z pokoju i rzucił się na mnie i upadliśmy na ziemię, piszczałam i robiłam wszystko by nie zostać ugryziona, to nie trwało długo, usłyszałam strzał i padł na mnie ciężko. Próbowałam uspokoić oddech, po jakieś minucie zrzuciłam z siebie ciało i wstałam, bluzkę miałam całą we krwi, w końcu miał dziurę w brzuchu.
- Przykro mi Kate...
Znów wybuchnęłam płaczem.
***
- Gdzie jedziemy? - spytałam Henrego i Johna, bo jak się okazało tak miał na imię jego partner.
- Widzisz. Twój tata był jednym z nas, więc czujemy obowiązek zapewnienia wam schronienia.
- Ale gdzie?
- W naszej bazie. - spojrzał na mnie John. - Na obrzeżach miasta. Tam jest bezpiecznie.
- Czyli chcesz powiedzieć, że nie jest bezpiecznie. - wymienili spojrzenia. - Dajcie spokój. Jestem duża i chcę wiedzieć, mam dość słuchania, że nie ma powodów do paniki i innych bzdur.
- Nie, nie jest bezpiecznie. Ludzie zmieniają się w bestie i zjadają siebie nawzajem. Tak jak twoja mama, za to ci którzy zostali ugryzieni umierają i też się przemieniają. Tak jak twój tata.
- Są jeszcze ci, którzy umarli po prostu ze starości. Też się zmieniają.
- Bez ugryzienia?
- Tak. - mruknął Henry. - Wszyscy są zarażeni.
Spojrzałam na Maje która siedziała w foteliku i spała. Delikatnie pogładziłam ją po policzku. Po chwili zatrzeszczała krótkofalówka stojąca przed Johnem.
- Baza do M330.
- Jesteśmy.
- Przyjęliśmy zabójstwo dwójki małych dzieci, przy ulicy Kusocińskiego, jesteście w pobliżu?
- O boże. - szepnęłam.
- Mamy dwójkę cywilów w aucie, spróbuj w M214.
- Bez odbioru.
Doznałam szoku, najgorsze było to że przed chwilą minęliśmy te ulice.
- Ostatnio to coraz częstsze. - John znów się do mnie odwrócił. - Ludzie tłumaczą się ciągle tak samo.
- Niby jak można takie coś wytłumaczyć?
- Po prostu nie chcą żeby ich dzieci żyły w takim świecie.
***
5 minut wcześniej usłyszałam ''jesteśmy na miejscu'' była to taka typowa stacja wojskowa, przynajmniej tak to sobie wyobrażam, spory budynek otoczony grubym murem i metalowa bramą, w środku było czysto i panowała dosyć poważna atmosfera.
- Mówiłeś, że co to jest? - spytałam wujka.
- Baza.
- Dziwnie, że jesteście tak doskonale przygotowani.
Byłam oprowadzana. Mieli sporo łazienek, pokoi, dużą stołówkę, pokój z bronią, izolatki, miejsca zwane pracowniami, takimi jak laboratoria i pokoje pełne od komputerów.
- Sugerujesz, że dopiero co to wybudowaliśmy, bo wiedzieliśmy co się stanie? - nie czekał na odpowiedź. - Nie. To tutaj stało jakiś czas, Teraz się przydało. Wiesz, baza ''na wszelki wypadek''.
Poszliśmy do salonu głównego, Maja się obudziła i przyszła się do mnie przytulić, usiadłam z nią na sofie. W pomieszczeniu było z dziesięciu innych funkcjonariuszy, niemal każdy siedział przy komputerze. Poza jednym. Siedział w rogu i wyglądał strasznie słabo.
- Nic panu nie jest? - odezwałam się, wszyscy spojrzeli na mnie.
- Do mnie mówisz? - skinęłam głową. - zatrułem się czymś.
- Ah tak. - spoglądaliśmy na siebie badawczo.
- A tak w ogóle mała, co tu robisz?
Zanim zdążyłam odpowiedzieć mężczyzna padł na podłogę przez nagły napad kaszlu.
- Hej Don! - podbiegł do niego inny.
- Już, już w porządku. - wstał. - Chyba pójdę się położyć.
Zastawiłam mu drzwi.
- Ludzie co z wami?
- Dziewczynko... - odezwał się ktoś.
- Jaka dziewczynko? Myślicie, że czemu tu jestem? Moim ojciec był Henry Duke. Kojarzycie? Tak był. A to dlatego, że moja mama zachorowała, poszła się położyć, a trzy godziny potem widziałam jak zjada jego zwłoki. - spojrzałam na tego Dona z niechęcią. - Chcecie go gdzieś położyć? Proponuję izolatkę.
- Kate może mieć racje. - poparł mnie wujek.
- Jaką racje? Przychodzi jakaś smarkula i się rządzi. Po prostu się przeziębiłem, okej?
- Przed chwilą mówiłeś, że się zatrułeś.
- Słuchaj młoda... - podszedł do mnie wyraźnie rozeźlony, ale wujek zagrodził mu drogę.
- Don, myślę że przebolejesz jedną noc w izolatce i udowodnisz, że wszystko okej. - potem zwrócił się do Johna. - Zaprowadź go i zgarnij po drodze Willa. Kaszle od rana.
- Może mianujesz te małą szefem, jak ma się tak rządzić i doskonale wszystko wie? - rzucił mężczyzna który pomógł wcześniej kaszlącemu.
- Przemyśle to. - odpowiedział Henry szorstko. - Kate, weź Maje. Pokaże wam pokój.
Tak właśnie było, przesiedziałam w nim z Mają resztę dnia i poszłyśmy spać.
Gdy wstałam rano Maja jeszcze spała, postanowiłam pójść do stołówki, którą pokazał mi dzień wcześniej Henry, zobaczyłam spore zebranie przed izolatkami.
- Szefowa przyszła. - usłyszałam głos wujka.
Podeszłam do nich, przed izolatką w ścianę wmontowany był mały monitor, po to by było widać co dzieje się w środku.
- Zmienili się. - szepnęłam patrząc na przemian na oba monitory, ludzie którzy dzień wcześniej byli policjantami chodzili bez celu po swoich izolatkach. Ich skóra była dziwnie szara, a z oczu ciekła im ropa.
***
Leżałam na łóżku. Już z miesiąc minął od momentu jak naszą ''bazę'' trafił szlag, policjanci masowo chorowali, no i zostaliśmy napadnięci przez tych zmienionych. Henry wpakował w nas w auto i uciekliśmy, jednak zaraz po tym on też odszedł.
- Trzeba przyznać, że ci co tu mieszkali mieli niezłe mieszkanko co nie?
- Najważniejsze, że mieli jedzenie.
Wymieniłam z Chrisem blade uśmiechy, poznałam go chwile po odejściu wujka, spotkaliśmy się na ulicy. I tak żyjemy, włamujemy się do mieszkań, znajdujemy jedzenie, bierzemy noże, znaleźliśmy nawet ze dwie spluwy, jednak ja i tak zawinęłam parę z naszej bazy.
- Spędzimy tu noc, czy ruszamy dalej? - spytał.
- Zostańmy, Maja musi trochę odpocząć, my z resztą też.
- To pójdę do drzwi...
- Nie róbmy wart. Po prostu chodź się z nami położyć, nic się nie stanie.
Ułożył się obok mnie, złapał mnie za rękę. Razem patrzyliśmy na śpiącą Maje. Chris znów zadał pytanie:
- Dokąd jutro pójdziemy?
- Przed siebie Chris... Przed siebie.
***
- Obóz?
- Tak, obóz. - odparł facet który przedstawił się jako Aaron. - Jest nas może 15 osób, mieszkamy w byłym zakładzie poprawczym.
- Macie jedzenie? Broń? Ogrodzenie? - spytał Chris.
- Mamy i ciągle zdobywamy. Widzicie, robimy wypady do marketów czy innych miejsc. - nie odpowiedzieliście. - To... idziecie ze mną?
- Jesteś tu sam? - spytałam niepewnie.
- Jest ze mną Melanie, moja dziewczyna. Jechaliśmy do pobliskiego marketu, zabierzcie się z nami.
- A moja siostra?
- Może zostać z tobą w aucie. - uśmiechnął się łagodnie. - Melanie siedzi w aucie za rogiem. To... jak będzie?
Spojrzałam na Chris a on na mnie, skinęliśmy głowami i ruszyliśmy w kierunku auta.
***
Byliśmy już po wypadzie i właśnie dojeżdżaliśmy do bram ich obozu. Po drodze Aaron i Melanie zapoznawali nas z obowiązkami, po przyjeździe mieliśmy zostać oprowadzeni. Spojrzałam z uśmiechem na Maje, teraz mieliśmy być bezpieczni i czyści... W pobliżu ośrodka są działki, na niektórych znaleźli stare studnie, więc stamtąd pobierają wodę i wystawiają na słońce by bardziej się zagrzała. Szczyt marzeń to to nie jest, ale tyle nam wystarczyło. Mała bawiła się pluszowym króliczkiem którego Chris zawinął z marketu. Melanie spojrzała na nią, a potem na mnie.
- Nie pyta o rodziców?
- Z początku to robiła... Mówiłam, że są w pracy i nie wiedzą kiedy przyjdą. Nawet nie wiem czy ich pamięta.
- Z resztą niewiele już mówi. - dokończył Chris, a ja pogładziłam ja po policzku.
- Jesteśmy. - oznajmił Aaron.
Nawet nie zwróciłam uwagi, że wjechaliśmy już przez bramę. Zaparkowaliśmy, Chris wziął jedną z naszych toreb i Maje, ja chwyciłam dwie inne torby. Rozejrzałam się po dużym placu, po prawo sadzili owoce i warzywa, na powitanie wyszło nam parę osób. Spojrzałam z uśmiechem na mojego towarzysza, ale on patrzył się jak zaczarowany w ten komitet powitalny. Podążyłam za jego wzrokiem. Jeden brunet, na oko w naszym wieku patrzył się w ten sam sposób na Chris
- Nie... - szepnął Chris upuszczając torbę, podeszłam i wzięłam od niego dziecko.
- Już się dzieciaka dorobiłeś? - wyszczerzył się ten drugi.
- Daniel!
Chłopcy podeszli do siebie i powitali się tzw. ''niedźwiadkiem''
- No ładnie. - odezwał się Aaron.
Później dowiedziałam się, że ten brunet na imię ma Daniel, a przed wybuchem epidemii byli najlepszymi przyjaciółmi.
- Nie... - szepnął Chris upuszczając torbę, podeszłam i wzięłam od niego dziecko.
- Już się dzieciaka dorobiłeś? - wyszczerzył się ten drugi.
- Daniel!
Chłopcy podeszli do siebie i powitali się tzw. ''niedźwiadkiem''
- No ładnie. - odezwał się Aaron.
Później dowiedziałam się, że ten brunet na imię ma Daniel, a przed wybuchem epidemii byli najlepszymi przyjaciółmi.
***
Po zakwaterowaniu, w małym aczkolwiek przytulnym pokoju Melanie oprowadzała mnie, a Daniel zajął się Chrisem. Maja z kolei bawiła się z jakimiś dziećmi w świetlicy. Dowiedziałam się, że są grafiki w pralni, na polu, w spiżarni, w kuchni i ogólne jeśli chodzi o sprzątanie korytarzy. Są też wypady, o których wspominali wcześniej. Byłam w zbrojowni, już teraz była nieźle wyposażona, dołożyłam tam swoją broń, byłam tez w spiżarni, nie było tego jakoś dużo, ale nie głodowali. Mieli zasady typu: żadnych kłótni, bijatyk, hałasu. Dobrze zorganizowana grupa. Dochodziłyśmy do świetlicy.
- Ogólnie jest nas 22 osoby. Liczę już z wami. Co o tym sądzisz?
- Niesamowite, że na was wpadliśmy.
- Dobrze. Myślę, że szybko się dostosujecie. A teraz idź do siostry. - uśmiechnęła się i poszła.
Weszłam do świetlicy i spojrzałam na Maje. W końcu będzie bezpieczna.
***
- Kate! Kate, wracaj do auta!
Z zamyśleń wyrwał mnie głos Chrisa, wskoczyłam na przyczepę, a Aaron przyśpieszył.
- Dziewczyno, co z tobą? Prawie nas dogonili!
- Zamyśliłam się. - odpowiedziałam wtulając się w jego tors.
- Chyba lepiej dla wszystkich żebyś więcej nie wpadała w głębsze refleksje. - dogryzła mi Andrea.
________________________________
Rozdział właściwie wyjaśniający początkowe losy Kate. Prawdopodobnie ostatni.
Witam,
OdpowiedzUsuńwiesz może co to Katalog blogów Słodkiego Flirtu? Pewnie już tak! Stworzyłam Spis blogów Słodkiego Flirtu, właśnie na kształt tamtego. Jeśli zdecydujesz się na dołączenie do spisu, to śmiało pisz!
Tu masz link: http://spisblogowslodkiegoflirtu.blogspot.com/
Pozdrawiam, życzę sukcesów i weny
w dziedzinie pisania!