czwartek, 1 stycznia 2015

Kres.

- Nie ma za co. - mruknęłam, kiedy kilka metrów za plecami Daniela i Chrisa, na ziemie padła martwa.. teraz już dosłownie kolejna ofiara tej zarazy.
- Dzięki. - rzucił oszołomiony Daniel, pewnie nawet nieświadomy, że właśnie coś powiedział, wzruszyłam ramionami po czym odwróciłam się na pięcie z zamiarem wejścia do lasu, gdy nagle jakby spod ziemi wyrósł przede mną Chris, uroczy blondyn.. tak jakby mój chłopak, o ile w tym świecie da się myśleć o miłości. Wpatrywał się we mnie tymi niebieskimi oczami, były przepełnione... troską, westchnęłam i spuściłam wzrok.
- Chris...
- Nie Kate, dobrze wiesz ile ryzykujesz, zaraz się ściemni a robisz to... - nasze spojrzenia się spotkały. Wiedziałam co powie. - na darmo.
Zrobiło mi się gorąco, czułam jakby moja skóra parowała, a moja twarz zaraz miała ponownie zalać się łzami.
- Chcę... ją znaleźć. - wykrztusiłam z siebie, co przyszło z trudem, w gardle miałam wielką kulę bólu... - Muszę ją znaleźć, zrozumcie. - zacisnęłam zęby i pięści w tej samej chwili, a na moich policzkach spłynęły gorące łzy.
I zrozumieli. Wymienili znaczące spojrzenia, Daniel podszedł do nas i nawet położył mi dłoń na ramieniu, nigdy za Sobą nie przepadaliśmy, ale nawet jemu zrobiło się przykro, Maya była małym promyczkiem nadziei i radości dla wszystkich, ale nawet ja nie miałam nadziei na znalezienie jej żywej... ale nie zostawię 3-letniej siostry w lesie żeby te potwory sprawiły, że zostaną po niej same kości... Za to ja sprawię, że po winowajcy nie zostanie ani jedna, maleńka, pieprzona kosteczka.
- Kate. - wyszeptał Chris i pocałował mnie w czoło. - Chodźmy już, za jakieś pół godziny zajdzie słońce.
- Masz racje, chodźmy...


***
Chodziliśmy po lesie jakieś 15 minut, za następny kwadrans miała zacząć się pora kiedy są najbardziej aktywne, zaczął ogarniać nas niepokój. 
- Nie chciałbym znowu wyjść na nieczułego palanta... - Brunet wyłonił się ze wschodniej ściany lasu, rozdzieliliśmy się. Tak Daniel ma ciemne włosy i te cholerne brązowe oczy, które mnie przerażają, generalnie jest przystojny, ale te oczy... 
Prychnęłam. 
- Na większego niż jesteś, nie wyjdziesz. - warknęłam. - Co tu robisz? Spatrolowałeś swój rewir? 
- Mogłabyś być milsza? Pomagam ci w szukaniu twojej siostry, które jak już wcześniej wspomniałem nie ma sensu. - zaakcentował ostatnie trzy słowa.
Nieco mnie zatkało. 
- Och, dziękuje za taka pomoc, jak chcesz możesz już zabierać stąd dupe, nie potrzebuje takiej pomocy. 
- I zostawić kumpla z tobą sam na sam? W życiu. 
- Słaba riposta, biorąc pod uwagę, że ten twój ''kumpel'' spędza ze mną noce... SAM na SAM. - uśmiechnęłam się, pierwszy raz od trzech godzin. 
- Oszczędź mi szczegółów, - skrzywił się. Wywróciłam oczami.
- Nie mam zamiaru się nimi dzielić.
- To... Gdzie ten Twój nocny towarzysz. - obrzuciłam go krytycznym spojrzeniem, skąd on bierze te określenia? 
- No nie wiem... Może przykłada się do szukania bardziej niż Ty. 
Nagle w krzakach usłyszeliśmy szelest, Daniel schował się za mną, a ja niemal się zaśmiałam, pokręciłam głową i zrobiłam krok do przodu, już z rok żyjemy w tym syfie. Da się przyzwyczaić. Krzaki gwałtowniej się poruszyły, teraz jednak zrobiłam krok w tył, wpadając w tej sposób na Daniela, nie zareagowałam, zdębiałam, w końcu to mogła być Maya. To było parę sekund, które wydawały się trwać wiecznie, gdy zza owych krzaków, wyleciał jak strzała, królik i zniknął gdzieś w patrolowanej wcześniej części lasu bruneta. 
- No pięknie. To nie była Maya, a co więcej własnie zwiał nam obiad. 
- Och, zamknij się. 
Mój towarzysz własnie szykował się do odpowiedzi, ale ubiegł go krzyk Chrisa.
- KATE! DA...DANIEL! CHODŹCIE TU. 
Byliśmy nieco oszołomieni, nigdy nie krzyczymy w parkach, lasach, czy w nowych miejscach, możemy w ten sposób... zostać namierzeni, szybciej niż byśmy tego chcieli, jednak bez po chwili zaczęliśmy biec za jego głosem, non stop wykrzykiwał nasze imiona, a już niemal po minucie czekała na mnie niespodzianka, wpadłam na ''coś''. 
               Sama nie wiedziałam jak ich nazywać, oglądałam różne filmy o zombie, czy nawet seriale, bywa, że niektórzy nazywają ich ''zimni'' inni ''sztywni'', są też: ''szwędacze'', ''śmierdziele'', ''brzydale'', ''umarli'' i wiele wiele innych, jednak ja staram się nie wyrażać o nich wprost, kiedyś byli to zwyczajni ludzie. Nigdy  nie wiesz czy ktoś przemienił się dzień wcześniej, czy rok temu... czyli wtedy gdy to wszystko się zaczęło, tak naprawdę nikt nie wie jak to się stało, skąd wziął się wirus, w wiadomościach przed, że tak to ujmę całkowitą zagładą informowali o tym jak ludzie się zjadają... Ale to XXI wiek. Prawda, wszyscy byli zdziwieni, ale ten świat codziennie przynosi jakieś dziwy, skoro matka potrafi, zakisić w wodzie po ogórkach albo zamrozić w zamrażalniku noworodki, a potem zakopać je w ogródku, to dlaczego ludzie nie mieliby się zacząć zjadać? Jednak władze i media, próbowały zatuszować sprawę i proszę, mamy swoje własne The Walking Dead. Tak więc ze zwykłej 17-latki musiałam zacząć radzić Sobie sama, wraz z siostrą, rodzice zginęli miesiąc po rozpoczęciu tego piekła, straciłam wiele bliskich osób, po jakimś czasie zaczyna się do tego przyzwyczajać, oczywiście nie jesteś obojętny. Po prostu, łatwiej Ci się z tym pogodzić, łatwiej to przeboleć, dużo szybciej się z tym radzi, obecnie mieszkamy w zakładzie poprawczym, nasza grupa liczy koło 30 osób w przedziale wiekowym od 10 do 26 lat, nie spotkałam jeszcze nikogo starszego - żywego. Mieliśmy nawet podejrzenia, że zachorowała każda osoba po trzydziestym roku życia, mieliśmy i mamy. 
                Miałam starcie czołowe z jednym z zimnych, padłam z nim na ziemię, usłyszałam tylko trzask zębów przed nosem i okropny odór, po chwili padł na mnie ciężko, spojrzałam na stojącego nad nami Daniela, z badylem w ręku, zapewne to nim zabił to co na mnie leżało. Jedyny sposób na ich ponowne i tym razem ostateczne uśmiercenie to przebić im mózg. Tylko to funkcjonowało w ich całym organizmie, jedna część mózgu, odpowiadająca za funkcję życiowe, a w dodatku wirus nakazuje im atakować ludzi, nikt do końca tego nie rozumie.  
Miotałam się chwilę, po czym spojrzałam wyczekująco na Daniela, wywrócił oczami i zdjął ze mnie.. kobietę, na oko jakieś 23 lata, ciężko stwierdzić miała zdeformowaną, pogniłą twarz, a z oczu wyciekała jej ropa, przeszły mnie ciarki na myśl, że to właśnie na mnie leżało. 
- Chodź. - rzucił, i pociągnął mnie za ramię, pobiegliśmy dalej, trzy minuty później, zobaczyliśmy Chrisa, kucał, był odwrócony do nas plecami, po prawej na ziemi zobaczyłam czerwone adidaski. 
- Chris... Czy to... ? - odezwałam się cicho -  czy ona... ? 
W tej chwili zaczął głośno szlochać, nie ruszając się z miejsca, już wiedziałam, Maya nie żyje, czułam jakby w jednej chwili wszystko we mnie umarło, wraz z nią. Chyba zaczęłam się trząść, bo Daniel stanął za mną i stanowczo chwycił mnie za ramiona, po czym niezręcznie przytulił. 
Blondyn poruszył się, dźwignął się na nogi, widzieliśmy, że na rękach trzyma ciało mojej siostry.
- Stary... - zaczął brunet, Chris się odwrócił, Maya z zamkniętymi oczkami z przerażającą, niemal czarną raną na szyi spoczywała na jego rękach, z moich płuc wyrwał się okropny krzyk, nie słyszałam nic, poza moim nim, nie widziałam nic, wszystko było zamazane, cała moja twarz zalana była łzami, Padłam na ziemię, nie przestając krzyczeć i płakać, Daniel próbował mnie uspokoić, ale za każdym razem tylko wyrywałam mu się i darłam jeszcze głośniej, kątem oka ujrzałam Chrisa, ze spuszczoną głową dalej stojącego z ciałem dziecka. Brunet wziął mnie na ręce, chociaż wyrywałam się jak wariatka, powiedział do blondyna coś w stylu '' chodź''.

***

Zaraz przed wyjściem z lasu zaczęłam się uspokajać, dyszałam ciężko próbując złapać jakiś rytm w oddychaniu, nie przestając płakać. 
- Staniesz na nogi? - spytał. 
- t-t-taak. - wytarłam twarz, Chris ułożył małą przy szosie i zabrał listka z jej włosów, zamknęłam oczy, podeszłam na nich i kucnęłam przy jego boku, patrząc na jej śliczną twarzyczkę, potargane włosy i odstające uszka. 
- Żyła... - odezwał się Chris, spóźniłem się może z pół minuty. Strzeliłem tej larwie w łeb zaraz po tym jak ją ugryzła... Wykrwawiła się na moich oczach, Kate... Była taka mała. - też płakał. 
Jak mogłam myśleć, że trzylatka poradzi Sobie takim świecie? że czeka ją jakaś przyszłość? to było niesamowicie dołujące, a jednak każdy jej uśmieszek trzymał mnie przy życiu, przy normalnym funkcjonowaniu, ten moment kiedy przychodziła do mnie po przebudzeniu, żeby się przytulić, śpiewanie, tańce, zabawy, połowę codziennych uśmiechów na mojej twarzy powodowała ona. Jak ja przeżyje? Jak będę funkcjonować w miejscu, gdzie na każdym kroku będą budziły się wspomnienia? 
- Winisz się? - spojrzałam na chłopaka, zamknął oczy, wzięłam to za odpowiedź twierdzącą. - To nie Twoja wina.
- Co zrobimy? Gdy się obudzi? - spytał ściszonym głosem. 
Otworzyłam usta. Nie odzywałam się chwilę. Po czym w głowie pojawiła mi się pewna myśl. 
- Możesz zostawić mnie samą? 
Bez słowa wstał i odszedł, zapewne stanął obok Daniela.
- Kocham cię potworku. - uśmiechnęłam się i kolejne łzy spłynęły mi po policzkach. - Zawsze będę. Nigdy nie zapomnę. - westchnęłam, zamknęłam oczy i pozwoliłam sobie na chwile wspomnień, każdy jej uśmiech, radosne chwilę, żarty, buziaki... I to co najbardziej bolało. Chwile gdy na nią krzyczałam, a ona patrzyła na mnie tymi szarymi oczkami z żalem, chwile gdy płakała, a ja siedziałam ''obrażona'' bo mnie uderzyła, a ja oddałam jej 'klapsem w tyłek'. Tak, to bolało najbardziej. - Bardzo, bardzo cię kocham. - pocałowałam ją w nosek, oba policzki, brodę i czoło i w usteczka, ścisnęłam jej rączkę po czym szybko wstałam żeby nie zatracić się w rozpaczy.
Podeszłam do chłopaków, którzy stali kilka metrów od nas, spojrzałam na Daniela i wyszeptałam. 
- Chcę... Żebyś ją dobił... zanim się przemieni. 
Spojrzeli na mnie zdołowani. 
- Ale...
- Chcę żebyś to zrobił. Ja nie dam rady, a nie chce żeby się zmieniła, nie chce tego dla niej. Zrobisz to? - przyglądał mi się chwilę. - Proszę. 
Westchnął, wyjął scyzoryk z kieszeni i poszedł w stronę małej. Chris mnie przytulił, oparłam głowę na jego ramieniu i wpatrywałam się w plecy bruneta, kucał przy małej. Słońce powoli zachodziło, klęczał przy niej koło 5 minut, po czym wstał, schował scyzoryk i podszedł do nas, twarz miał całą we łzach, nie patrzył na nas. 
- Co teraz? - spytał, przez zaciśnięte zęby.
- Pochowamy ją... - wykrztusiłam. 

*** 

Wracaliśmy autem, było już dość ciemno, jechaliśmy w milczeniu, przyglądałam się Danielowi, to że takie emocje wywołała w nim śmierć mojej siostry sprawiło, że patrzyłam na niego nieco inaczej, każdemu z nas co jakiś czas spływała po policzku łza, lub więcej łez. Dzisiaj wyczerpałam ich zapas na cały miesiąc. 
- Jesteśmy. - rzucił Chris, spojrzałam w przednią szybe, Daniel właśnie rozjechał kilka szwędaczy, a nasi otworzyli bramę, zaraz po jej przekroczeniu poczułam rządzę mordu. Wysiadłam z auta, koło 10 osób zebrało się przed wejściem. 
- Dlaczego was tak długo nie było? - odezwał się ktoś.
- Bez kitu, zaczynaliśmy się martwić, przecież ten sklep nie jest daleko. - powiedział ktoś inny. 
Z pomieszczenia wyszło więcej osób.
- KTO... PRZED NASZYM WYJAZDEM ZAJMOWAŁ SIĘ MAYĄ?! - krzyknęłam, a wszyscy zamarli.
- Kate... 
- ŻADNE KATE, CHRIS! KTO SIĘ NIĄ ZAJMOWAŁ?! 
- Ja. - rozpoznałam głos, Amy, 17 lat.
- TY SUKO. - ktoś mnie złapał, ale się wyrwałam i już przypierałam dziewczynę do ściany. 
- Nie chciałam, żeby z wami jechała, chciała zrobić Ci niespodziankę i schować się w aucie, ale miała wysiąść zanim odjedziecie, posadziłam ją pod kocem i akurat Mich mnie zawołał, ja... przepraszam Kate, nie chciałam!
- Ale co się stało? Wszystko ok tak? - z tłumu usłyszałam głos Aleksa.
- Wszystko ok?! WSZYSTKO OK?! Myślisz, że burzyłabym się tak gdyby wszystko było okej?! MAYA NIE ŻYJE! - krzyknęłam i uderzyłam dziewczynę z pięści w twarz. Nikt nawet nie zareagował. 
- Że też jest w aucie zorientowaliśmy się na miejscu - zaczął wyjaśnienia Daniel. - po prostu zasnęła podczas jazdy, a na miejscu się przebudziła, więc postanowiliśmy już nie zawracać, nie było sensu. Wzięliśmy ją ze sobą do sklepu, jednak drogę powrotną zagrodziło nam duże stadko, musieliśmy jechać inaczej, tam ''inaczej'' stał wan, musieliśmy go przestawić, w trakcie zaczaił się jeden zimny i Maya uciekła do lasu. Chcieliśmy biec za nią, ale z vana wyskoczyło siedmiu innych, musieliśmy jakoś odblokować drzwi i... my się obroniliśmy, a małej już nie było. - gdy skończył twarze wszystkich zalały się łzami. 
- I to wszystko twoja wina. - patrzyłam na Amy ze wstrętem, kucała, z nosa lała jej się krew, a z oczu łzy. Kopnęłam dziewczynę z brzuch i gdy chciałam ją podnieść, Aaron złapał mnie a ja nie mogłam się uwolnić.
- Jesteśmy rodziną. - powiedział pociągając nosem, był tu najstarszy, był jakby naszym przywódcą. - Nie rób czegoś czego będziesz żałować, Kate. Nie warto. 
- Przez nią, nie żyje moja siostra. 
- A dzięki temu ożyje? - spytał i zapłakał głośniej niż dotychczas. 
Parę osób podeszło do Amy żeby jej pomóc, a ja uwolniłam się z uścisku Aarona i wbiegłam do budynku, weszłam do swojego pokoju, ale zobaczyłam parę zabawek Mai. I natychmiast wyszłam, osunęłam się po ścianie i zakryłam twarz dłońmi. 
- Ej. - zabrałam ręce, w moją stronę szedł Chris. Kucnął przede mną, oczy miał podpuchnięte od łez, nie chciałam myśleć jak ja wyglądam. - Czujesz się lepiej? 
- Nie. - warknęłam, jak mogłabym czuć się lepiej? Poczuje się lepiej kiedy moja siostra wróci do żywych! Nie jako zombie, a jako moja mała księżniczka... - Odchodzę.
- Co? O... O czym Ty? 
- Muszę odejść Chris. - oblizałam usta i rozejrzałam się. - Z tym miejscem wiąże się zbyt wiele wspomnień, jak miałabym dalej tu żyć? Wszędzie jej pełno! 
- Nie możesz odejść! 
- Mogę. I to zrobię, wstałam, weszłam do pokoju nie patrząc na zabawki, kocyki, butelkę, wzięłam plecak i zaczęłam pakować, ubrania, zapasy, paste do zębów, maszynkę go golenia, szczoteczkę, żel...
- Przestań w tej chwili. Wszystkim nam jest ciężko, musimy to przeboleć, nie możesz tak po prostu uciec! - nie? to patrz, pomyślałam, wyjęłam torbę i zaczęłam pakować ciuchy i buty. - Nie zostawiaj nas. Proszę Kate, nie poradzę Sobie bez Ciebie. 
Wyszłam z pokoju z plecakiem i torbą do której przed chwilą spakowałam ulubionego misia siostry. 
- Kate! - krzyknął, w ułamku sekundy rzuciłam torby i namiętnie go pocałowałam. - I co? Teraz mam Ci pozwolić? - pogładził mnie po policzku niemal się uśmiechając. 
- Musisz mnie zrozumieć.
- Rozumiem... W pewnym stopniu. 
- Chris...
- Idę z Tobą.
- Nie.
- Bo? - zirytował się. 
- Nie chce by cokolwiek przypominało mi o niej. 
- Wzięłaś jej misia. - westchnęłam. - Nie przeżyje bez Ciebie. - dodał stłumionym głosem spojrzałam mu w oczy. - Kocham Cię.
- Ja Ciebie też. - odpowiedziałam może trochę za szybko, biorąc pod uwagę, że te dwa słowa po raz pierwszy padły z jego ust, nie byłam pewna, czy go kocham, może nawet on nie był tego pewny, dzisiaj wszystkich ponoszą emocje... ale niezaprzeczalnie coś do niego czułam, coś więcej niż przyjaźń, był mi najbliższą osobą, poza Mayą oczywiście... 
- Kate... - był zrezygnowany, wiedział że nic nie wskóra i to go tak bolało. - I co? Gdzie pójdziesz?
- Przed siebie,
- Przezabawne.
Wzruszyłam ramionami.
- Jestem szczera. 
- Hm... - zamknął oczy. - Poczekaj do rana. Już ciemno.
Tu musiałam się z nim zgodzić. Odsunął się i wrzucił torby do mojego pokoju. 
- Dobrze, z resztą jestem zmęczona, muszę się umyć, najeść... 
- A ja się muszę Tobą nacieszyć. - oboje uśmiechnęliśmy się blado. - Przyjdź do mnie do pokoju jak się wykąpiesz i zjesz. 
- Zgoda... 

*** 

Tak jak obiecałam, byłam już po 'kąpieli' w chłodnej wodzie, z miski, ale przynajmniej czułam się świeżo. Chris leżał w łóżku, też wykąpany, położyłam się obok, ten westchnął i wyciągnął ręce, ułożyłam się wygodnie na jego torsie, on miział mnie po plecach a ja jego po szyi, leżeliśmy tak koło dwóch godzin co jakiś czas zmieniając pozycje, w końcu zrobiliśmy się senni. Wróciliśmy do pierwotnego położenia, przymknęłam oczy, jego oddech dziwnie zwolnił, ale stał się głośniejszy.
- Obiecaj mi, że nie umrzesz. - powiedział stanowczo, jednak lekko drżał mu głos, oboje łkaliśmy.